Dajmy nadzieję Pani Kasi na wyjście z domu
Nie wiem, czy tej historii dało się uniknąć. Początkowo dużo czasu spędziłam zastanawiając się nad tym. Z czasem doszłam do wniosku, że przeszłości nie zmienię, a to, na co mam wpływ to sprawność i zdrowie mamy za kilka lat.
Mama przeszła rozległy udar mózgu, niespełna dwa lata temu. Krótko przed tym, odwiedzała lekarzy, bo czuła, że coś się dzieje, że coś jest nie tak. Od pewnego czasu drętwiała jej lewa ręka. Lekarz rodzinny zbagatelizował jej skargi na zdrowie, po wykonaniu podstawowych badań stwierdził, że „nie widzi problemu”. Mama czuła, że jest inaczej. Umówiła się na prywatną wizytę u neurologa. Ta jednak, się nie odbyła.
Zadzwonił telefon. Przerażenie odebrało mi mowę. Mama zaczęła w pracy niewyraźnie mówić, stała się mało kontaktowa, po chwili zemdlała. Jej szef wezwał pogotowie. Początkowo z mamą nie było żadnego kontaktu, jednak po kilku godzinach kamień spadł nam z serca – mama nas poznała!
Jednak na drugi dzień, musieliśmy mierzyć się z kolejnym lękiem… Mama zapadła w śpiączkę. Ucisk czaski był tak duży, że konieczna była kraniotomia – w wyniku której usunięto część kości czaszki.
Mimo pandemii, panujących wtedy obostrzeń i zakazu wstępu, wpuszczono nas na OIOM. Wiedzieliśmy, że nie dlatego, by zobaczyć, jak mama się czuje, ale po to, by się pożegnać..
Po kilku dniach walki mama się wybudziła – zawsze w nią wierzyliśmy. Nie raz pokazywała już, jak wielką ma wolę walki. Rozpoczęliśmy rehabilitację w szpitalu w Górznie. Mama zaczynała chodzić, mówić, choć zdarzało się jej mylić przedmioty – była z nami! Nasza mama!
Nieszczęścia podobno chodzą parami. Mieliśmy nadzieję, że nasze przyszło w pojedynkę. Jednak kiedy mama wracała do sprawności, już będąc w domu, sparaliżowana lewa noga zaczęła się robić drętwa, zimna. Okazało się, że mama choruje na ciężką zakrzepicę żył głębokich, co uniemożliwia rehabilitację, reedukację chodu – uniemożliwia jej powrót do sprawności.
Zrezygnowałam z pracy i pasji – prowadziłam zakład kosmetyczny a zły los nie oszczędził i mnie, mam nowotwór i muszę walczyć też o swoje zdrowie. Wraz z synkami zamieszaliśmy z ich babcią. Pomaga nam również ich dziadek. Mieszkamy na drugim piętrze, co niestety zamknęło mamę w domu. Nie marzymy o codziennych spacerach czy wspólnych zakupach, ale nawet wyjście do lekarza, wyjazd do szpitala jest obecnie ogromnym wyzwaniem. Rehabilitacja i leczenie pochłonęły całe nasze oszczędności. Mama wymaga stałej opieki, jest pampersowana, potrzebuje pomocy, by się przesiąść.
Nasze marzenia to nie odległe wycieczki, ale możliwość swobodnego wydostania się z domu. Administracja nie zgadza się na windę, więc jedyną możliwością jest zakup schodołazu.
Proszę! Pomóżcie mi otworzyć świat dla mojej mamy, która niegdyś otworzyła go dla mnie. Sama nie dam rady!
- Imię i nazwisko: Katarzyna Saidi
- Opiekun: Martyna Piątkowska
- Miasto: Piła
- martyna@fundacjazlotowianka.pl